Człowiek żyje w trybie kryzysowym, kiedy spędza każdą chwilę dnia, starając się wymyślić, co zrobić, żeby wszystko się nie posypało. W trybie kryzysowym trzeba biegać coraz szybciej od projektu do projektu, od terminu do terminu, od normy do normy, od spotkania do spotkania, od kazania do kazania. Obroty na minutę rosną i rosną, aż dochodzi się do czerwonej linii.

Większość aktywnych ludzi spędza jakąś część czasu w trybie kryzysowym. W życiu po prostu tak wychodzi. Jesteś księgowym w okresie rozliczania podatków. Reperujesz klimatyzację w sierpniu. Zakuwasz do egzaminu adwokackiego. Twoje dzieci łapią ospę wietrzną. Masz dwa tygodnie, żeby wyrobić normę sprzedaży.

Kiedy spędzasz w trybie kryzysowym zbyt dużo czasu, staje się on stylem życia.

Problem pojawia się, kiedy spędzasz w trybie kryzysowym zbyt dużo czasu. Wtedy staje się stylem życia. Kiedy tak się dzieje – kiedy strzałka tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem znajduje się na czerwonym – zaczynasz robić jedynie to, co da się wtedy zrobić. Oszczędzasz. Redukujesz wkład energii w pewne dziedziny życia, żeby zainwestować ją w inne – zazwyczaj w te związane z wynikami, na których skupia się twoje poczucie własnej wartości. Znaczenie zaczynają mieć tylko te niezwykle istotne sprawy, które mają się nie posypać, więc wkładasz w nie całą swoją energię. W każdej innej dziedzinie życia stajesz się skąpcem; gromadzisz energię, angażujesz się w minimalny sposób, podchodzisz powierzchownie, prześlizgujesz się po problemach, działasz pobieżnie.

Powierzchowne relacje

Najpierw pobieżnie zajmujesz się związkami. Więź ze współmałżonkiem, która kiedyś była silna i bliska, staje się coraz słabsza i luźniejsza. Masz nadzieję, że on czy ona nie mają poważnych potrzeb, ponieważ tobie brak energii, by sobie z nimi poradzić. Prześlizgujesz się po konfliktach. Zaklejasz plastrem poważne problemy. Naszywasz łaty i udajesz, że wcale nie jest tak źle.

Prześlizgujesz się też nieuważnie nad relacjami z dziećmi. Nie śledzisz już dokładnie, co się u nich dzieje. Nie wiesz, co wydarza się w ich życiach. Niewielkie oznaki problemów przyciągają twoją uwagę, ale wypierasz je z umysłu. Dostrzegasz flagi ostrzegacze, ale odwracasz głowę. Nie masz energii, by stawić im czoła – w każdym razie nie teraz. Może jutro. Albo może po prostu same przejdą.

Twoje przyjaźnie, które wcześniej były tak głębokie i odpowiedzialne, teraz charakteryzuje płytkość. Luźne znajomości w ogóle już nie istnieją. Wkrótce nikt nie będzie miał do ciebie dostępu, ponieważ tak będzie zajmować cię pilnowanie, żeby nic się nie posypało.

Podobnie traktujesz też swój związek z Bogiem. Ograniczasz modlitwy do desperackiego wołania. Ograniczasz oddawanie czci do dziękowania Bogu, że pomaga ci przetrwać szaleństwo kolejnego tygodnia. Jesteś zbyt zabiegany, by oddawać się refleksji, medytacji czy introspekcji. Zaczynasz usprawiedliwiać małe grzeszki, a potem większe. Zanim się obejrzysz, jesteś już daleko od duchowej niewinności.

Potem zaczynasz pobieżnie traktować warstwę emocjonalną. Orientujesz się, że wybuchasz gniewem częściej niż trzeba, ale nie masz czasu, żeby zastanowić się dlaczego. Nie zwracasz już uwagi na uczucia takie jak uraza, smutek czy wina. Stajesz się mechanicznym żołnierzykiem: tylko maszerujesz, robisz, co trzeba, i upychasz swoje uczucia coraz głębiej. Gdybyś wiedział, że one gromadzą się i planują emocjonalną rewoltę, która pewnego dnia śmiertelnie cię przestraszy, może zwracałbyś na nie uwagę. Ale tego nie wiesz. Poza tym nie masz dość energii, żeby przewracać każdy kamień i brnąć przez lepkie błoto swojego życia emocjonalnego. Nie masz czasu zajrzeć do swojego wnętrza.

Sprawdź wszystkie wskaźniki

Nawet jeśli masz czas na rozważenie swojego stanu emocjonalnego, istnieją duże szanse na to, że tego nie zrobisz. Społeczność chrześcijańska ma bogatą tradycję ignorowania emocjonalnej strony życia. Jeśli chodzi o odczytywanie wskaźników na desce rozdzielczej swojej psychiki, wielu chrześcijan patrzy tylko na jedną wskazówkę: duchową. Zakładają, że jeśli z przekonaniem podążają drogą Chrystusa, jeśli modlą się i odbierają pożyteczne nauki, jeśli oddają cześć publicznie i prywatnie, wszystko jest w porządku.

Niektórzy chrześcijanie posuwają się o krok dalej i sprawdzają wskazówkę fizyczną. Wierzą podobnie jak my, że częścią posłuszeństwa chrześcijańskiego, częścią oddawania się Bogu do pełnej dyspozycji, jest dbanie o swoje ciało. Jedzą więc siemię lniane i korę drzew, podnoszą ciężary i ćwiczą aerobik. Są przekonani, że utrzymując w normie wskaźnik duchowy i fizyczny, będą w stanie pracować ciężko, utrzymywać kurs i wygrywać aż do śmierci.

Ale chociaż te wskaźniki są istotne, istnieje też trzecia wskazówka, emocjonalna, zaś ignorowanie jej stało się przyczyną upadku wielu silnych duchowo i fizycznie ludzi (…).

Stajesz się mechanicznym żołnierzykiem: tylko maszerujesz, robisz co trzeba, i upychasz swoje uczucia coraz głębiej.

Kurczenie się serca

Wyczerpanie emocjonalne wynikające z życia w kryzysie powoduje w końcu kurczenie się serca. Serce takie nie czci już tak autentycznie jak kiedyś i nie kocha Boga z taką pasją jak wcześniej. Nie jest już wrażliwe na potrzeby innych i straciło płomień współczucia.
Podczas gdy serca zdrowych chrześcijan powiększają się, obejmując coraz więcej Serca Chrystusa, serca chrześcijan w trybie kryzysowym stają się wyschnięte i słabe. Pewien mężczyzna z naszego kościoła powiedział: „Macie rację w kwestii trybu kryzysowego. Mam więcej pracowników, większy budżet, większy budynek, większy dom, większe konto bankowe i większy brzuch niż pięć lat temu. Ale za to mam tylko pustą jamę w miejscu, gdzie kiedyś było moje serce”.

Podczas gdy często lekceważymy wyczerpanie emocjonalne, nie da się ignorować spustoszenia, jakie czyni ono w naszym życiu. Poza wysysaniem współczucia z serca wyczerpanie emocjonalne sprawia też, że jesteśmy podatni na grzech. Ludzie, którzy są wyczerpani emocjonalnie lub których emocje były zaniedbywane, zaczynają na emocjonalnym poziomie nawoływać o pocieszenie, ulgę, ucieczkę, o coś, co sprawi, że poczują się dobrze i co zaspokoi ich zmysły. Zaczynają pragnąć szybkich zastrzyków szczęścia. Mamią ich pokusy, które nigdy wcześniej ich nie pociągały. Czynności, których nigdy wcześniej nawet nie rozważali, stają się realnymi opcjami. Pewien chrześcijanin, który popełnił cudzołóstwo, zmobilizował nas do uczynienia rozrywki priorytetem w naszym małżeństwie. Podpowiedział nam też, żebyśmy uważnie obserwowali nasze wskaźniki emocjonalne (…).

– Nie pozwólcie, żeby doszły do zera – ostrzegał. – Kiedy człowiek ulega wyczerpaniu emocjonalnemu, zaczyna pragnąć szybkiego rozwiązania. I nader często pojawia się ono w postaci niedozwolonych związków. W sekretnych spotkaniach i potajemnych rozmowach jest coś takiego, co daje szybko działającą euforię, której pragnie wyczerpana emocjonalnie osoba. Ale jest to euforia z gatunku tych, które gwarantują zły odjazd.

Dalszą część artykułu znajdziesz [tutaj] . Umieszczono za zgodą portalu [Nasze Inspiracje].

Jeśli potrzebujesz profesjonalnej pomocy możesz skorzystać z Chrześcijańskich punktów poradnictwa. Adresy znajdziesz na stronie [Chrześcijańskie punkty poradnictwa], Kraków [Poradnia Droga],
Wrocław [Zosia i Tomek Lewandowscy],
Warszawa [Centrum poradnictwa na Północy].

Chcesz porozmawiać? Zwróć się do mentora. Jesteśmy tu po to, by cię wysłuchać i służyć radą. Zapewniamy poufność, a nasza pomoc jest bezpłatna.




Autor artykułu: Bill Hybels

Informacje o zdjęciu: Jenn Tomaszewski