Przepite życie
Zacząłem nadużywać alkoholu na studiach. Jasne, studenci piją, ale ja nie piłem tylko dla zabawy. Piłem, żeby sobie poradzić z problemami. Mój lęk społeczny sprawiał, że opuszczenie pokoju w akademiku było prawie niemożliwe. Nie byłem wystarczająco pewny siebie, żeby nawiązywać przyjaźnie lub rozmawiać z dziewczynami. Chociaż wiedziałem, że mam rodzinę i przyjaciół, którzy mnie kochają, czułem się zupełnie sam. Nienawidziłem siebie. Alkohol był magicznym eliksirem, który na kilka godzin zmieniał mnie w kogoś fajnego, pewnego siebie i niesamotnego. To znieczulało ból.
Przez dwa lata alkohol stał się czymś, czym nigdy nie powinien być - moim lekarstwem.
Po opuszczeniu kampusu i rozpoczęciu pracy oraz studiów online, jedynym, co zmieniło się w moim piciu, była częstotliwość. Mieszkając w domu z rodzicami, nie mogłem wnieść do domu dużo alkoholu, więc wykorzystywałem każdą okazję do picia poza domem.
Bez względu na to, jak daleko musiałem jechać, piłem tyle, ile mogłem, starając się nie zabić siebie – ani nikogo innego – kiedy siadałem za kierownicą. Pogoń za wrażeniami, które dawał mi alkohol, stała się najważniejszą rzeczą w życiu. Egoistycznie nie dbałem o to, czy prowadzę całkowicie pijany czy nie. Nie dbałem o życie, które narażałem, w tym życie przyjaciół, którzy czasami byli ze mną w samochodzie.
W końcu przestałem polegać na alkoholu w rozmowach z dziewczynami i zacząłem spotykać się z dziewczyną moich marzeń. Była samotną matką dwóch małych dziewczynek, więc stałem się odpowiedzialny nie tylko za związek, ale także za pełnienie roli ojca. Nie piłem, kiedy zajmowaliśmy się dziewczynkami. Jednak dni, w których nie były obecne, to zupełnie inna historia.
Zaręczyliśmy się. I chociaż się zakochałem, chociaż wiedziałem, że moja narzeczona mnie kocha, to nie wystarczało.
Wciąż nie kochałem siebie i nie mogłem zaakceptować ani uwierzyć, że zasłużyłem na miłość. Więc nadal piłem, jakby moje życie się nie liczyło, ponieważ sam dla siebie się nie liczyłem. Nikt nie wiedział, że spędzam każdy wtorkowy wieczór, upijając się w trupa. Nikt nie wiedział o moich napadach pijaństwa. Nikt nie wiedział, jak bardzo siebie nienawidziłem.
Aż do czasu, gdy było już prawie za późno.
Alkohol był utrapieniem mojego życia, ale był tylko skutkiem ubocznym pierwotnego problemu: mnie samego.
Cztery miesiące przed naszym ślubem, około drugiej w nocy wyszedłem z mieszkania narzeczonej po jej przyjęciu urodzinowym i wsiadłem do auta. Byłem kompletnie pijany.
Niecały kilometr od domu, gdy próbowałem zmienić płytę, podniosłem w górę wzrok na sekundę przed uderzeniem w latarnię uliczną. Słup spadł na mój samochód i nigdy nie zrozumiem, dlaczego mnie nie zmiażdżył. Tydzień później ślub został odwołany.
Wkrótce po wypadku zdałem sobie sprawę, że nie mogę winić alkoholu za to, że prawie odebrałem sobie życie. To przeze mnie. To ja byłem winien. Ignorowałem mój lęk przed ludźmi, zamiast szukać pomocy. Ukryłem moje picie przed wszystkimi. Nie kochałem siebie i z tego powodu prawie się zabiłem.
Alkohol był utrapieniem mojego życia, ale był tylko skutkiem ubocznym pierwotnego problemu: mnie samego.
Przyznanie się do problemów było sposobem przezwyciężenia moich kłopotów z alkoholem.
Nałóg zawsze wraca do osoby uzależnionej. Człowiek uzależnia się od jakiejś używki, aby poradzić sobie ze swoimi problemami lub uciec od nich. Nałóg ma miejsce, gdy ucieka się od lęków, zamiast stawić im czoła. Przyznanie się do problemów było sposobem przezwyciężenia moich kłopotów z alkoholem.
Spędziłem cztery miesiące wśród Anonimowych Alkoholików. Nie dlatego, że byłem do tego zmuszony, ale dlatego, że wiedziałem, że muszę zmierzyć się z trudną rzeczywistością – z tym, do czego prowadzi uzależnienie od alkoholu.
Musiałem usłyszeć, że powinienem się upokorzyć i wsłuchać w mądrość tych, którzy przeszli to znacznie gorzej ode mnie. Stawiłem czoła moim problemom, będąc szczerym wobec przyjaciół i rodziny.
Zacząłem spotykać się z ludźmi i szczerze informować ich, o czym myślę, z czym się zmagam, i udzielać szczerych odpowiedzi za każdym razem, gdy ktoś pytał mnie, jak się czuję. Poszukałem profesjonalnej pomocy, by poradzić sobie z fobią społeczną i już nie leczyłem się alkoholem.
Zmierzyłem się z moimi problemami, rozmawiając, myśląc i traktując siebie jak człowieka, który się liczy. Nauczyłem się naprawdę kochać siebie samego.
Uzdrowienie nie dzieje się w samotności, tylko we wspólnocie. Niezależnie od tego, od czego jesteś uzależniony, dobrą wiadomością jest to, że nie musisz być przywiązany do tego do końca życia. Z czymkolwiek się zmagasz, cokolwiek doprowadziło cię do nałogu, nie musisz stawiać temu czoła sam. Ktoś z naszego zespołu mentorów chętnie wesprze cię na tej drodze. Zostaw swoje dane kontaktowe poniżej, a wkrótce się z tobą skontaktujemy, aby wysłuchać twojej historii i zaoferować wsparcie (bezpłatnie).
Powiązane artykuły:
Nie zmagaj się samotnie, porozmawiaj z mentorem. Zawsze zachowujemy poufność i nie pobieramy żadnych opłat.
Niektóre zmagania w życiu mogą być niezwykle trudne. Jeśli myślisz o skrzywdzeniu siebie lub innych, prosimy, przeczytaj to!
Wypełnij poniższy formularz, abyśmy mogli się z tobą skontaktować. Wszystkie pola są wymagane, chyba że zaznaczono inaczej.